sobota, 16 marca 2013

it's a kind of magic.

magia.
nie wiem skąd ona się bierze, poważnie. ale czasami założę paski i jakoś tak mi się lepiej robi. lżej.



albo zjem czekolade. albo wyściskam przyjaciela. Bo ze mnie taki męski typ jeśli chodzi o przyjaciół. kobietom nie ufam, ot co.
I wtedy obcuje z magią.taką zupełnie zwyczajną. Nie wiem skąd bierze się przekonanie, że żeby spotkać magię trzeba ją kupić. Nie, po prostu matołki, trzeba wyjść jej naprzeciw.

I mimo, że jestem sentymentalnym potworem i nie raz dostałam za to po dupie i pewnie nie raz, nie dwa za to dostane to już się nie mogę doczekać.
Jutra, słońca. znajomych uliczek, zapachów z garmażerki, słońca w parku i łąki. wracam na stare śmieci, gdzie śmiech i łzy, gdzie pies i błoto w parku. gdzie huśtawki i piaskownica do wieczora. Jadę całe 15 km dalej, żeby odetchnąć. powspominać. przytulić się do chwil, kiedy mialam non stop kolana w plastrach, kiedy droga do szkoły to była katorga, kiedy robiłam dłuższy przystanek przy księgarni żeby popatrzeć na wystawę. Wracam do pierwszych miłości, do boiska i górki która kiedyś była mega wyzwaniem na przedszkolnym podwórku. Do pierwszego związku, do gorszych chwil. Do poważnych decyzji i głupich błędów.

Droga TAM to zawsze jak czekanie na moment, w którym otworzę prezenty pod choinką. ekscytacja i podniecenie, bo nie wiem co będzie w środku.
ale zawsze wracam do miasta, gdzie kocham najbardziej, gdzie tęsknie. zawsze wracam do Ciebie.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz