piątek, 9 sierpnia 2013


 list(y) do nieba.


"15 kwietnia, 2013

Jedni mówią, że to dar od samego Boga. Inni, że to przekleństwo. Jak sobie poradzę, jak sobie to wszystko wyobrażam. Umarł i odradza się na nowo, mówili. Ludzie są jak muchy. Lgną do gówna, w moim wypadku życiowego gówna. Każdy chce zaglądać do naszego łóżka, dotykać Twoich koszul, patrzeć na zdjęcia i wzdychać. Jakbyś był ich Bogiem. Chcą dla mnie szczęścia, chcą otaczać mnie opieką. Przynoszą obiady trzydaniowe, wchodzą bez zaproszenia, dotykają mojego czoła. Tak jakbym miała na swojej głowie miernik bólu. Parzą herbatę, łażą po mieszkaniu. Poprawiają poduszki i okrywają kocem.

Pewnie stukasz się w głowę i jak zwykle mówisz : "Kochanie, nie kłam, nie jesteś asertywna."
Zamknęłam drzwi. Do serca, do duszy, do piwnicy, furtkę do ogrodu. Drzwi frontowe, drzwi balkonowe i zasunęłam zasłony. Na 2 dni. zaraz po tym...zamknęłam. Babka postawiła na nogi policję,  pogotowie, straż pożarną i pogotowie gazowe. Wolę żyć z myślą, że kiedyś im przejdzie. Mijać ich w korytarzu, znosić ich uśmiechy i spojrzenia pełne litości. Chociaż od 3 miesięcy wolę przyznawać Ci rację. NIE jestem asertywna.

Ludzie są muchami, gdybyś tu był to popatrzyłbyś na mnie i uniósł kąciki ust, a z Twojego gardła wydobyłby się najpiękniejszy śmiech na świecie. Później 'ludzie są muchami' stałoby się naszym ulubionym hasłem rzucanym przy każdej możliwej okazji. Na targu, w hipermarketach. Nikt nie wiedziałby o co nam chodzi. I to właśnie byłoby piękne.

Dwa dni spokoju. Dwa dni spędzone w łóżku. Gdybym powiedziała to komuś, kto nie wie co się wydarzyło pewnie uśmiechnąłby się pod nosem w dwuznaczny sposób i rzucił coś na zasadzie - "ok, nie chcemy znać szczegółów". Dwa dni. Ja i kanapa. Nie uprawiałam seksu, nie oglądałam telewizji. Nie wiem kiedy był dzień, a kiedy noc. Dwa dni bez zegarka. Bez jedzenia, picia.
Gdzieś miedzy tym ktoś ciągle pukał, krzyczał. Telefony powyłączałam, ale drzwi nigdy nie wygłuszyliśmy. Pierwszych parę godzin było uciążliwe. Później po prostu nic nie słyszałam.

- "Ala wiem, że tam jesteś" - wołały jakieś głosy. Słyszałam kroki w ogrodzie, pukanie w okna. Tylko ja, kołdra i parę fotografii. I znowu krzyki :
-"otwórz do cholery, bo wezwę policję."

I wtedy sobie pomyślałam, że co im powie? że katastrofa lotnicza, to mniej niż 5%, a przydarzyła się właśnie Tobie? Że za drzwiami jest może jeszcze żywa, albo już nie żywa żona zmarłego?
W tej właśnie chwili dziękowałam Ci, że założyłeś dodatkowe dwa zamki w drzwiach.
Policja, pogotowie, straż pożarna. Wyważanie drzwi, leki uspokajające, strażacy sprawdzający kurki z gazem. Ruch, milion pytań i sen. Znowu sen.

Nie wiem co nas czyniło wyjątkowymi. Wiedliśmy normalne życie. Robiliśmy wszystko po kolei, wszystko 'jak należy'. Może na wariata, może nie tak jak spodziewali się tego najbliżsi, może nie takiego ślubu chciała moja matka. Ja chciałam Ciebie. Od momentu, w którym przejechałeś mojego psa, zawiozłeś do weterynarza i powiedziałeś, że pięknie mi się marszczy nos jak się martwię. Nigdy nie umiałeś odpowiednio ubierać myśli w słowa. Tak jakby to co chcesz powiedzieć było idealne tylko w Twojej głowie. I od tamtego dnia wiedziałeś, że będę Twoja, prawda? Nie wiem gdzie popełniliśmy błąd..nie wiem za co ponoszę taką kare..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz