sobota, 17 sierpnia 2013


 list(y) do nieba.
cz. II




"Jedni mówią, że trzeba żyć dalej, że 3 miesiące to sporo czasu, że mam się obudzić i okazywać jakieś emocje, że nie chciałbyś żebym tak właśnie się zachowywała.. Szarpią mną, każą wstawać i odsłaniają zasłony. Drudzy zaś, nie robią nic. Przychodzą, parzą kawę i siadają. Pozwalają mi płakać, milczeć. Myją po sobie kubek i wracają do swojego życia. Ja natomiast najbardziej lubię tych "trzecich". Ci zaś udają, że nic się nie stało. Nie zatrzymują się przy komodzie ze zdjęciami, nie przystają w przedpokoju. Nie patrzą na Twoje koszule. Udają, że wszystko jest po staremu. Gdy pada Twoje imię, nie odwracają  speszeni wzroku, czy nie robią znaczącej pauzy by zobaczyć jak zareaguję. A ja udaję razem z nimi, bo  ciągle wierzę, że pewnego dnia wrócisz.

Wspomnienia. Od 3 msc tłucze się po lekarzach, odwiedzam psychologów. Każdy chce wiedzieć, jak sobie radzę, jak się czuję. Każą mi popatrzeć na świat Twoimi oczami i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tego właśnie dla mnie byś chciał. Ale to ja znam Ciebie, nie oni. Ty pozwoliłbyś mi poleżeć w łóżku dwa dni. Nie robiłbyś awantury o parę łez, nieumyte włosy i niezjedzone posiłki. Ty byś mnie tulił i powtarzał, jak pięknie marszczy mi się nos.
Każdy chce znać szczegóły, każdy chce wiedzieć, jak radzę sobie z samotnością. I wtedy się zaczyna..z jaką samotnością?
-  "Artur przecież żyje. Codziennie pije ze mną kawę, czyta mi kawały z wyborczej."- mówię.
I nie wiem czy to już moment, w którym psycholog wypisuje skierowanie do psychiatryka. śmieję się z niego w duchu, bo życie go nie pokonało. Nie wie, jak to jest zasypiać z pustą prawą stroną łóżka. Nie wie, jak to jest parzyć z przyzwyczajenia kawę dla dwóch osób. I jest mi go po prostu żal. Bo się stara, bo wykonuje swoją pracę. A nie wie jak mi pomóc. Jak nam pomóc.

Wczoraj była chyba moja ulubiona wizyta. Domowa.
Władysław (swoją drogą, jak tak można nazwać dziecko. To nie tak miał na imię Twój kolega ze studiów?tak kochanie, dokładnie ten, z którym zakładałeś się o dziewczyny. Widzisz, pamiętam!)

- Alu, witaj. - wymieniliśmy uprzejme dzień dobry i się zaczęło. Wiesz co, odkryłam pewną fantastyczną sprawę. Jeśli do herbaty/kawy nie podam ciastek, ludzie jakby szybciej wychodzą. Może jak nie podam napoju, zrezygnują na wejściu?
- To jak się dzisiaj czujemy? - zapytał doktorek wyjmując pióro i notatnik.
- Całkiem normalnie, Artur jeszcze nie wrócił z pracy, ale powinien być za jakieś pół godziny. - Mina Władka (nie, nie przeszliśmy na "T") bezcenna. Szkoda, że nie miałam akurat aparatu, swoją drogą gdzie go schowałeś? Ostatni miałeś go w rękach.
- Alu, chyba o tym rozmawialiśmy ostatnio..Artur nie żyje.
- Żyje.


- Nie, Alu. Artur odszedł, pamiętasz. Katastrofa lotnicza, zła widoczność, jeden silnik padł. Pamiętasz, prawda?
- Ale Artur dzisiaj rano był po bułki. Dzwonił godzinę temu. Żyje.

Nie, nie biorę leków. Wiem, że nie żyjesz. Że spaliłeś się gdzieś w drodze między ziemią a niebem. Ale męczenie tego biedaka, który każdy mój opór przyjmuje ze swoją osobistą porażką, jest uczuciem niesamowitym. Nasza sesja trwa kolejną godzinę. Sześćdziesiąt minut tłumaczenia mi Twojej śmierci, moich odmów. Nie wiem czy ten biedak chce mnie po prostu rozszarpać na kawałki, czy zamknąć w pokoju bez klamek.
Zawsze będę żyła, tak jakbyś tu nadal był. Wtedy na polanie lawendowej w Toskanii, przysięgłam Ci miłość i wierność, a Władysław lat 55 sobie po prostu tego nie wyobraża.

18 kwietnia, 2013

Toskania..pamiętasz? lato, rowery. Słońce..do końca życia będę uwielbiała jego zachody i wschody.

- kochanie, zostańmy tutaj. Słońce zachodzi, chodź popatrzeć. - Twój aksamitny głos, zmrużone oczy i dłoń, którą do mnie wyciągnąłeś. Rower rzuciłam na pobocze i przylgnęłam do Twojego boku. Pachniałeś str8, a skórę miałeś zaczerwienioną od słońca. Chwyciłeś mnie w pasie i trzymałeś tak mocno, jakbym miała gdzieś uciec. Patrzyliśmy na mieszankę słońca z niebem i lawendą. I wtedy poczułam Twój wzrok na sobie. To nie był uśmiech. To była czysta miłość. Pożądanie, uwielbienie i czułość. Chwyciłeś moją dłoń i powiedziałeś :
- Wiesz, że kocham Twój nos kiedy się martwisz. Kocham też uśmiech, jakim mnie darzysz zaraz po przebudzeniu. Trzy pieprzyki na ręce, które łącza się w trójkąt. Twoje ciało, ale najbardziej kocham Twoje serce. Zaakceptowałaś mnie takim, jakim jestem. Znosisz moje wszystkie dziwactwa, nie krzyczysz gdy śpiewam pod prysznicem. Kochasz mnie, a to jest zdecydowanie 8 cud świata.
Kiedy moje marzenia się spełniają to właśnie Ciebie chce obok. Całować Cię gdy boisz się burzy, zakładać Ci skarpetki na noc i ogrzewać Twoje serce. Tak jak Ty, ogrzewasz moje.
Nie mam pieniędzy, i mieszkania. Ale mam pewność, że rodzina, którą zbuduję będzie składała się z Ciebie. Alicjo, zostaniesz moją żoną? - w drugiej dłoni trzymałeś pierścionek z niebieską żyrafą.
- A myślałam, że to ja jestem tym 8 cudem świata. - I rozpłakałam się jak dziecko. Tej nocy spaliśmy w lawendach. Do tej pory czuje Twoje spojrzenie na moim ciele, dłonie dotykające mojej talii i zniecierpliwione usta. 19 czerwca 2010 roku stałeś się moim mężem. Na polanie pełnej lawendy."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz